wtorek, 2 lutego 2016

Alta Via 1 - Część 2. Keflavik do Rifugio Biella.

21-22 Czerwiec 2015

W Gatwick pokiblowaliśmy parę godzin, co pozwoliło mi dojść do siebie. Nasz samolot do Wenecji się spóźnił, i cały mój plan, by zaoszczędzić parę euro wziął w łeb. Na lotnisku Marco Polo wylądowaliśmy już po zmroku. Było przyjemnie ciepło, ale żeby nie błąkać się po nocy, wzięliśmy taksówkę do naszego hotelu. Za odcinek ok. 1 km zapłaciliśmy 18 euro. Za to śniadanko okazało się bardzo udane . Humory nam się poprawiły. Przyszło tylko jeszcze zarzucić plecaki na grzbiet ...
... i ruszyć w drogę!
Z lotniska Marco Polo, tym razem doszliśmy tam spacerkiem, wzięliśmy Cortina Express do ... jakże by inaczej, Cortina d’Ampezzo. Stamtąd kolejny autobus do Toblach (Dobiacco), i jeszcze jeden do Lago di Braies, tradycyjnego miejsce wyjścia na Alta Via (Wysoką Drogę) 1.
Na żaden z autobusów nie czekaliśmy więcej niż 15 minut. To pozwoliło nam w Lago di Braies wrzucić “zwai mal wiener schnitzer.” (Alta Via zaczyna się we włoskim Tyrolu, gdzie wszyscy mówią po niemiecku).
Wystartowaliśmy wreszcie o 1:25.
W trasę ruszyłem z taką pasją, że nawet zgubiłem drogę, co prawie nigdy mi się nie zdarza. Dopiero Michał musiał mnie mitygować świeżo zakupioną mapą.
Okazało się, że trasa zaczynała się tutaj – do pierwszego schroniska, Rifugio di Biella, mieliśmy do wykonania prawie 3 godziny.
Trasa szybko stała się bardzo ciekawa, z eksponowanymi trawersami ...
... imponującymi formami skalnymi ...
... i nawet małą via ferrata (taka ichniejsza Orla Perć).
Ludzi niewielu. Mikele praktykował trochę swój niemiecki. Spotkaliśmy też dwóch turystów z Polski! Pogoda pogarszała się z każdą godziną. W kompletnej zwangli szukaliśmy samego schroniska przez dobre pół godziny.
Co więcej, okazało się, że szefowa schroniska postanowiła przewietrzyć nasz pokoik, i całą tę wilgotną zwanglę wpuściła w nasze kołdry i poduszki. O prawdziwej pościeli mogliśmy tylko pomarzyć. Zacząłem żałować, że nie zabrałem ze sobą linera (wkładu do śpiwora). Ratowaliśmy się pościelą papierową, która jednakowóż kosztowała 6 euro.
Mój humor popsuło jeszcze to, że nie było w schronisku gorącej wody (bye bye prysznic) ani toalety, na której można by usiąść. Gospodyni była jednak urocza i starała się jak mogła.
Mikele (jak we Włoszech wołali na Michała) zaraz też zainwestował w litr wina, co pozwoliło nam nawiązać pierwsze przyjaźnie.
Ta młoda para to Leanne, prawniczka, i Theo, lekarz, oboje pracujący w Birmingham, UK. (Tu usiłują rozszyfrować, co jest w menu). Będziemy się z nimi spotykać jeszcze kilka razy na Alta Via!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz