27 Czerwiec 2015.
(Dystans 13.5 km, Podejście 920 m, Zejście 800 m, Czas przewodnikowy
6 godzin)
Gdybym był kozą, to też bym się kochał paść na takich łąkach.
Jednakowóż od rifugio Coldai charakter naszej trasy się zmienił, bo
...
... osiągnęliśmy Civettę czyli ...
... “Ścianę ścian!” – Mekkę włoskiego i międzynarodowego alpinizmu. Na tej
liczącej 6 kilometrów formacji poprowadzono wiele ekstremalnych dróg
wspinaczkowych. Jej przetrawersowanie zajęło nam parę godzin.
Ściana ta pochłonęła kilka ludzkich istnień, choć nie tyle co północna
ściana Eigeru. Jednemu z alpinistów rodzina ufundowała pamiątkową tabliczkę.
Pomimo wysiłku kilku dni, Mikele jeszcze znalazł siłę na “małą
gimnastyczkę.”
Civetta jest czasami porównywana do “organów.”
Po południu zaczęło się chmurzyć.
Ściana zaczęła się otulać w przedwieczorną mgłę, jakby do snu, a my
musieliśmy drałować i drałować ...
... aż nareszcie, “na ostatnich nogach,” osiągnęliśmy schronisko.
Standard był przeciętny. Można było wziąć letni prysznic. Na kolację jak
zwykle jedliśmy popularny tu krupnik, i po kotlecie z kurczaka. Piwo i wino –
oczywiście! Natomiast na śniadanie dostaliśmy tylko kawę i ... krakersy! (Co
jest grane?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz