środa, 22 września 2021

Mass mobilization on Mount Solomon (1585 m)

Pospolite Ruszenie or Mass Mobilization on Mount Solomon

18 September 2021 
12.5 km, +570 m, 5.5 hours
(to see a picture in bigger size, click on it)


For the group photo, our court photographer most likely needed to use a wide angle lens
to make sure that all participants would fit in the frame.


No wide angle for the club beauties!
 

In no time we started our journey.


Right away the formation was established.
I would call it a "crawler formation." 


That formation was kept for the most of the hike.


Yup, the formation!


Eventually we got a break with the beautiful view of 
Lake Brule and Roche Miette in the distance.  


After that, it was just a stroll to the summit.


Here is a group enjoying yet another achievement!


This is our record left in the cash box on the summit of the
Mount Solomon (1585m). Congrats to all participants!


Very efficiently we went into our well defined crawler formation.
 

Not far from the summit we came across another group of three polished Polish hikers.
Ha ha, if they joined us it would be absolute record of 26 participants!
Oh well, next time - possibly after pandemic.
 

Did I mentioned a crawler formation yet?
It was the thing to the last step.


This is my record of the hike. We did it clockwise. 
Hard way up, easier way down - the right way to do it, says Yanek.
 

One more look at the Brule Lake area with beautiful rain formation over the Rockies.
Nice and sunny over the Cadomin area - most left.
Heavy overcast and rain in the Rockies - center.
Still nice and sunny over the Mount Solomon - right. 

Did I mention that I love you all?
Oh yes, I do!!!


Małe addendum pt. "Z punktu widzenia Zamiatacza."

Ponieważ Yanek tak dobrze opisał wycieczkę w języku angielskim, pozwolę sobie tylko dodać parę zdjęć i komentarzy po polsku. 


Jako że Kierownik Wycieczki, Yanek, dzielnie stanął na czele rekordowej liczby uczestników, mnie  przypadła bardzo odpowiedzialna rola Zamiatacza (ang. sweeper). 


Grupa ruszyła z takiego "kopyta" ...


... że niedługo zostałem sam z Elżbietą ...


... i Marianem. Marian, "mężczyzna po przejściach," twórczo wykorzystywał drzewa po drodze dla odpoczynku. Nie wykluczałbym jednak, że "lekko wsparłszy się na sośnie, w oczy patrzył jej (Eli) miłośnie!"


Aby nie stracić zbyt dużo dystansu do głównej grupy, przyszło mi nauczyć moją dwójkę "pozycji." To jest metoda, którą wypracowałem w Alpach. Pięćdziesiąt kroków, po czym dziesięć głębokich oddechów, opierając się na wbitych pod kątem kijkach. 


Z czasem powziąłem jednak podejrzenie, że Elżbieta specjalnie szła wolno, by, poprzez rozmowę, wyciągnąć ze mnie "całą moją wiedzę." Utwierdził mnie w tym przekonaniu fakt, że jak tylko Elżbieta przestraszyła się, że nie zdążymy na sesję zdjęciową na szczycie, to dała taką "szpulę," że ledwie mogłem za nią nadążyć. 


W istocie, tuż przed szczytem dostrzegliśmy, że rozpasanie fotograficzne było w pełnym toku. 


Niektórzy próbowali nawet swojego szczęścia ze śmiercią!


Mistrzem ceremonii zdawał się być Magik o imieniu Andy, przy lekkiej asyście Holly. 


Rzuciłem się i ja fotografować, kogo się da. Na pierwszy ogień poszedł Marek, zdobywca wielu gór i globtrotter ... 


... potem Ela, która tak dzielnie stawała na Roche Bonhomme (fotoreportaż) ... 


... i jej Znakomity Mąż, Harpagon Klubowy, Roman!


Ucieszyła mnie obecność dawno niewidzianego Jędrka, który takich przewag dokonywał na Mount Rae (fotoreportaż). On, zdaje się, uczestniczy tylko wtedy, gdy w góry idzie Zenka (fotoreportaż) ...


... która tym razem wykończyła się popychając pod górkę, swoją miłością, Przemka!


Przemek wdrapał się na górę dzięki dwóm Tylenolom. Spuchł dopiero po ... 


... ukąszeniu osy!


Jola, pomimo uszkodzonej w zimie stopy, weszła na szczyt bez słowa skargi! Nie bój nic, Jola, w listopadzie wymoczymy nasze dolegliwości w Little Manitou Lake!


Widząc, że w porywistym wietrze, grupa zabiera się do schodzenia, i że nie dam rady sfotografować wszystkich, zacząłem robić zdjęcia ... parami. Czarodzieje Andy i Holly zdawali się nawet przyćmiewać piękno krajobrazu. 


Potem przyszedł czas na trójki ...


... czwórki ...


... a nawet piątki. Na tym etapie dało się zauważyć, że Przemek "doszedł już do siebie."


Także podczas schodzenia ...



... jako Zamiatacz, miałem pełne ręce roboty. 


A to grupa była zatrzymywana przez "głębokie światopoglądowe rozmowy," ...


... a to dochodziło do lubieżnych zachowań pomiędzy niektórymi uczestniczkami, ...


... a to nie mogłem oderwać wzroku od bardzo atrakcyjnych pań ...


... a to ktoś zarządził "cygaret-pauzę." (Skądinąd, jeśli w ogóle zapalić papierosa, to w tak pięknym miejscu jak to). 


Dopiero musiałem namówić Asię do zaśpiewania paru piosenek, szczególnie tej kończącej się słowami: "Rusz żesz się, ty stary dziadzie!" (co w żadnym wypadku nie odnosiło się do Mariana), by poderwać maruderów na nogi. 


Niestety po wycieczce grupa okazała się zbyt duża, by efektywnie się zintegrować, szczególnie z nowymi osobami, takimi jak Bożena (na zdjęciu) i Renata. 


Niektórzy pomknęli z powrotem na camping, inni ruszyli prosto do Edmonton. 


Już w znacznie mniejszym gronie spotkaliśmy się na posiłek w hinduskiej restauracji w Hinton, gdzie Barbara miała okazję spróbować swoje pierwsze w życiu hinduskie piwo. Trzeba przyznać, że dobrze się komponowało z jej opaską. 


Chociaż Jola utrzymywała, że nie lubi hinduskiego jedzenia, bardzo zadowolony z wycieczki Yanek szybko zastawił ich stół masą przysmaków. 


Asia i ...


... i Ela zamówiły tę samą potrawę, której nazwa już mi uciekła. 


Ja zaś, trochę w ciemno, zamówiłem "Sizzling Tandori Chicken," co by można przetłumaczyć jako "Skwierczący Kurczak Pandory?!" Palce lizać! 

From the left: Roman, Wiesiek, Holly, Bozena, Krzysiek, Ela, Jędrek, Basia F., Przemek, Basia W., Michał, Jola, Piotr, Asia, Yanek, Ewa, Zenka, Dusia, Marek, Elżbieta, i Renata. Taking picture: Andy.  

Myślami byliśmy jednak ciągle na Solomon Mountain - gdzie piękno otoczenia konkurowało jedynie z pięknem uczestników tej największej w historii Klubu wycieczki! Miejmy nadzieję, że nie ostatniej w tym roku. 

(PR)

P.S. Podziękowania dla Krzysztofa i Andiego za podzielenie się swoimi zdjęciami. 









1 komentarz: