13 km, +120 metrów
Wycieczka zatacza koło (ang. loop) po obu stronach rzeki i liczy około 13 kilometrów.
Z przodu, na przynętę dla niedźwiedzi, puściliśmy dwie kozice - Grażynę i Joannę.
Potem szły pozostałe Panie, a my z Jackiem, nobliwie, zamykaliśmy pochód.
Z Jackiem chodziliśmy razem w góry praktycznie od naszej przeprowadzki do Edmonton. Jacek, wieloletni członek Alpine of Canada, jest skarbnicą wiedzy o górach. Wycieczki z nim to okazja do nader interesujących rozmów. Szkoda tylko, że od czasu tych wszystkich swoich "by-pasów," Jacek przedkłada chodzenie w góry z małżonką. Ma to tę zaletę, że ćwiczenia jogi, oferowane przez Bożenę, pozwalają uczestnikom rozprostować obolałe plecy.
W połowie drogi zrobiliśmy mały "sabat czarownic."
Paniom nie brakowało charyzmy podczas wycieczki, choć często powtarzały, że najchętniej ...
... przesiadły by się na jakiegoś konia.
Ich prawdziwa motywacja wyszła na jaw dopiero pod koniec wycieczki - okazała się nią "kawusia" w Waldhausie.
Grażyna nawet poprawiła do kawy makijaż!
Kto miał kawusię, ten miał kawusię. Grażyna i Joanna przedkładały niemiecki pretzel i meksykańskie piwo.
Oczyściwszy się jeszcze w Banff Hot Springs, i rzuciwszy ostatni raz okiem na Cascade Mountain, którą Klub zdobył poprzedniego dnia, pomknęliśmy z powrotem do Canmore, by ...
... wspólnie celebrować osiągnięcia obu grup. Z czego by się pokazywało, że "co dwie lupy to nie jedna!"
Jacek i Gienadij toczyli zacięte dyskusje nad wyższością jednej lupy nad drugą.
I niech mi nikt nie mówi, że chodzenie w góry z kobietami nie ma swoich zalet! Niektórzy to się mają dobrze w tej Kanadzie!
(PR)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz