poniedziałek, 29 lutego 2016

Alta Via 1. Część 9. Rifugio Passo Duran do Rifugio Pian de Fontana.

29 Czerwiec 2015. 

(Dystans 16.5 km – Podejście 1090 m – Zejście 1060 m – Czas Przewodnikowy 6.5 godziny)

 Następny dzień zaczął się raczej pochmurnie, co było miłą odmianą.


Mikele był jakiś nie w sosie, Już na przełęczy de Moscesin był w nastroju nader ... wojennym! https://www.youtube.com/watch?v=_oT89ka2a30


W rifugio Pramperet, po jakichś 4 godzinach marszu zastanawiał się nawet, czy raczej się powiesić, czy też ...


... posadzić mnie na krzesło elektryczne. Bo też na koniec kazaliśmy sobie najdłuższy dzień (w sumie szliśmy tego dnia 11 godzin).


 Po południu rozpogodziło się, co dało mi okazję wysuszyć majtki i skarpetki.


Słońce wpędziło Mikele jeszcze w gorszy humor – skarżył się, że za mało mu było pól śnieżnych.


Na dodatek ciągle go poganiałem na okoliczność psującej się pogody.


Gdy osiągnęliśmy najwyższy punkt tego dnia – Forcellę de Zita Sud (2395 m), Mikele wpadł w szał i zaczął mnie gonić z łopatą, którą znalazł na przełęczy. (Dobrze, że ktoś nie zostawił tam siekiery!) Wszystko za to, że mu “kazałem” wykonać 175% normy!

Dopiero musiałem się ratować przywołaniem na pamięć mile spędzonych chwil – Mikele uspokoił się dopiero na dźwięki Hymnu Polskiego Męsko-Damskiego Klubu Wysokogórskiego w Edmonton!

https://www.youtube.com/watch?v=ADwkDywfLJI


No bo jeszcze z przełęczy czekało nas bardzo długie ...



... i strome zejście, w pełnej zwangli.


Do Pian de Fontana doszliśmy na “ostatnich nogach!”


W schronisku było, oprócz nas, tylko troje gości. Ci przemili Australijczycy (on utrzymywał, że miał słoweńskie korzenie, i nazywał się Radomir), o średniej wieku 75 lat, i ciągle w świetnej formie, oraz ...


... ten przemiły Brazylijczyk o imieniu Marcelo.


Jak tylko gospodarz schroniska, Sebastiano, zaserwował nam kolację, humory nam powróciły. Nie bez znaczenia było też pół litra wina. Mógłbym nawet powiedzieć, że spałem tej nocy snem kamiennym, gdyby nie to, że o trzeciej nad ranem wyrwał mnie z niego telefon. To moja Ukochana Małżonka, okazało się następnego dnia, próbowała dzwonić do mnie, żeby się o coś poradzić. W przekonaniu, że męczą mnie jakieś majaki ... odwróciłem się na drugi bok. Cokolwiek świat chciał ode mnie ... ja byłem wysoko ... w Dolomitach!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz