23 czerwca 2015.
(13.5 km - pod górkę 630 m - w dół 870 m - czas przewodnikowy 4.5
godziny)
Całą noc lało. Lało także podczas śniadania. Zaczęliśmy więc dzień od
“wyjmowania lasek.” (Jak to w latach 80-tych ubiegłego wieku śpiewał Franek
Kimono: “Wyjmuję damy spod opieki mamy, i małolaty spod opieki taty.”) Najpierw
Mikele “wyjął” (sfotografował się) z Leanne ... a jak się trochę przejaśniło ok. 9-tej i dało się wyjść ze schroniska
...
Na szczęście dla nas pogoda zaczęła się szybko poprawiać i pokazały się
piękne Dolomity!
Nie bez znaczenia mogła też być interwencja nadprzyrodzona.
Niedaleko rifugio Fodara ...
... zaczęliśmy się nawet rozbierać.
Trasa wiodła w dół przez pierwszą część dnia ...
... co zapowiadało, że po południu przyjdzie nam tę utratę wysokości
odzyskiwać.
To w ogóle stało się bardzo charakterystyczne dla naszej trasy. Głębokie,
głębsze niż w Tatrach doliny, po których trzeba było zawsze drałować do góry.
Pokrzepiwszy się nieco w rifugio Pederu ...
... radzi nie radzi ruszyliśmy w dalszą drogę.
W miarę wydłużania się trasy ...
... coraz bardziej traciłem na humorze.
Cztery i pół godziny minęło, potem sześć, a potem osiem. Gdy wreszcie
dotarliśmy do schroniska Lavarella ...
... byłem bliski poproszenia Michała, żeby miłosiernie zastrzelił mnie z
czegokolwiek. “Czyż nie dobija się koni?”
Ten drugi dzień dał nam solidnie w kość!
Na szczęście była ciepła woda i prysznic, a także dobra kolacja. W obawie o
formę następnego dnia, jak od wyjazdu z Edmonton, znowu nie piłem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz