czwartek, 4 sierpnia 2016

Ha Ling Peak - 2408 m.

1 Sierpień 2016


Chcąc uniknąć wieczornego traffiku, który przy długich weekendach potrafi być uciążliwy, zdecydowaliśmy się na względnie krótką wycieczkę - wybraliśmy się na położony nad Canmore szczyt Ha Ling, znany przez wiele lat jako China-man Peak.
Do pokonania mieliśmy tylko 732 metry różnicy wzniesień, ale przy krótkości trasy - tylko 2.8 kilometra w jedną stronę - oznaczało to, że będzie stromo. Nawet uwinęliśmy rano ze wstawaniem i weszliśmy w trasę już o 8-ej rano, kiedy było jeszcze dosyć chłodno.


Po drodze przyłączył się do nas Loui, turysta włoskiego pochodzenia, o bardzo miłej, chociaż nieco uciążliwej, osobowości. Tłumaczył nam, na przykład, jak się wchodzi na Mount Temple, nie zadając sobie trudu, by sprawdzić, czy my już tam nie byliśmy ( ja i Roman raz, a Michał nawet dwa razy).


Pomimo stromości podejścia szło się nam bardzo dobrze. Roman utrzymywał nawet, że to z powodu tego, że byliśmy na wysoko-oktanowym paliwie, wciągniętym poprzedniego dnia.


Szczyt osiągnęliśmy w przyzwoitym czasie 2 godzin i 15 minut. Jacyś młodzieńcy utrzymywali, że wbiegli tego dnia na szczyt w 45 minut. No tak, ale każdy z nas był starszy od nich obu razem wziętych.


Zaletą wczesnego wyjścia było też to, że na szczycie byliśmy jednymi z nielicznych, co pozwoliło nam "walnąć" tego selfika tuż nad przepaścią. Przy tłumach, które ciągnęły na ten szczyt tego dnia - (doszliśmy do wniosku, że Ha Ling to kanadyjski Giewont) - już niedługo później byłoby to niemożliwe.


Ze szczytu (Dark Knight Rising?) ...


 ... jak i z położonej nieco niżej przełęczy, roztaczały się przepiękne widoki na całą dolinę Bow Valley, od Canmore aż do Banff. W oddali było nawet widać wieżowce Calgary!


Wykorzystując wczesną godzinę, weszliśmy jeszcze na położony w pobliżu Miners Peak.


Widać było z niego, że Ha Ling osiągnęły już tabuny ludzi (doliczyliśmy się też przy zejściu ok. 20 psów).


Czas był zmykać. Zejście zajęło nam godzinę i 25 minut. Podczas schodzenia ciągle musieliśmy się mijać z ciągnącymi do góry turystami i turystkami. Te ostatnie, dzięki naszej "z góry pozycji," umilały nasze zejście widokami, przy których wiele gór musiałoby się okryć lekkim rumieńcem wstydu. 


W ten sposób, w jak najlepszych nastrojach, zakończyliśmy nasz trzydniowy wypad do Canmore. 

Następny zaplanowany jest na długi weekend we wrześniu. Może ktoś chciałby dołączyć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz