wtorek, 16 sierpnia 2016

Fossil Mountain - 2946 m

13 Sierpień 2016



Region Skoki, w pobliżu Lake Louise, uchodzi za "raj dla scramblerów." W tej okolicy znajduje się kilka szczytów, mierzących prawie lub lekko ponad 3000 metrów. Wśród nich jest "wysoki dwutysięcznik" - Fossil Mountain - liczący 2946 metrów. A że scrambling (scrambling tym różni się od wspinaczki, że ręce używane są do utrzymywania równowagi, a nie do podciągania się w górę) na ten szczyt oceniany jest jako "łatwy," już od jakiegoś czasu był na naszym "radarze."



Skoki jednak jest zbyt daleko, żeby tam dojść, "zrobić" szczyt i wrócić tego samego dnia. Dlatego większość zapaleńców wybiera camping przy Hidden Lake, a to oznacza ... ciężkie plecaki.


Ośmiokilometrową "wyrypę" uprzyjemniał nam jednak widok pięknej Mount Temple.


Przy samym campingu spotkaliśmy tę miłą parę ... z Polski! Okazało się, że zdążyli już objechać pół świata, najczęściej podróżując autostopem i zatrzymując się na campingach. Podróż ta kosztowała ich "jedynie" 9 miesięcy filetowania ryb w jakiejś norweskiej przetwórni.


Szybko rozbiliśmy namioty (tu perfekcyjnym przygotowaniem campingowym wykazał się, jakże by inaczej, Roman) i zjedliśmy szybki lunch.


O pierwszej byliśmy już w drodze, podziwiając piękne okolice Boulder Pass ...


... i Ptarmigan Lake. 


Na przełęczy Deception, u podnóża Fossil Mountain, byliśmy około drugiej po południu.


Gennadij, podobnie jak my wszyscy, miał już "trochę w nogach." Czas nam było się decydować, czy wracać na camping ...


 ... czy też iść dalej. Z takimi harpagonami decyzja mogła być tylko jedna. Pierwszy odcinek powyżej przełęczy wiódł przez całkiem przyjemne "trawki."


Trasa jednak szybko się wypiętrzyła, no i przyszedł czas na "takie przyjemności:"


A obiecywałem sobie w zeszłym roku, że w żadne "scree" już więcej nie wchodzę! Cóż, kiedy się już zainwestowało tyle godzin wysiłku, ciężko jest się wycofać, zwłaszcza gdy szczyt wydaje się na wyciągnięcie ręki. 


Po dwóch godzinach "rzężenia" mogłem nareszcie dać na szczycie odpocząć obolałym stopom.


Gennadij zaś z Romanem rzucili się fotografować, co się dało. No, muszą jakoś uzasadnić noszenie tego ciężkiego sprzętu fotograficznego.


Zejście w dół było już łatwiejsze - tu luźne, osypujące się kamienie często umożliwiają "kontrolowany poślizg," i stosunkowo szybką utratę wysokości. Nie rzadkie jednak są tzw. "kontrolowane upadki."


Pogoda dopisywała nam do samego wieczora.


Na campingu przyszło nam jeszcze pogotować sobie.


Roman przebił wszystkich swoją zupą grzybową.


Następnie, zerknąwszy ostatni raz na majestat Mount Temple, wrzuciliśmy obolałe, po jedenastu godzinach intensywnej akcji, ciała w śpiwory. Głośne chrapania rozległy się prawie natychmiastowo.

CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz