W świetle tych faktów, postanowiliśmy podzielić naszą grupę na dwa zespoły. Ja z Romanem wyruszyłem w kierunku Cory Pass (do zdobycia 925 metrów różnicy wzniesień), Michał z Anią poszli w kierunku Edith Pass (ok 600 metrów różnicy wzniesień).
Początek mojej z Romanem trasy był w istocie bardzo stromy. Na niewielkim odcinku musieliśmy zdobyć ok. 600 metrów różnicy wzniesień, pokonując przy okazji kilka całkiem stromych skałek.
Potem jednak ścieżka trochę złagodniała, prowadząc ku przełęczy szerokim, ...
... jeśli nawet nieco eksponowanym, trawersem.
Do przełęczy szliśmy ponad trzy godziny - nie więc dziwnego, że na samej przełęczy z lubością zrzuciłem buty.
Roman zaś, dla zaoszczędzenia czasu, fotografował jedząc.
Jako, że był to najwyższy punkt podczas naszej wycieczki, poprosiliśmy innego turystę (a spotkaliśmy ich na trasie przynajmniej z 50 osób), żeby nam zrobił zdjęcie. Tu muszę odnotować, dla potomności, pewne niezadowolenie u Romana, który lubi się fotografować na szczytach, a nie na przełęczach. W ramach niesmaku odmówił nawet wyjęcia swojego fotograficznego trójnoga.
Prawdziwe przyjemności zaczęły się jednak dopiero za przełęczą Cory, kiedy weszliśmy do Doliny Gargojlów (Gargoyle Valley).
Rozpostarły się przed nami widoki tak piękne, że nie powstydziłyby się ich ani Dolomity ani Alpy ani żadne inne góry.
Dolina Gargojlów jest wciśnięta pomiędzy Mount Cory ...
... Mount Edith ...
... i Mount Louis. Z trzech stron zamykają ją więc potężne, prawie pionowe ściany.
Zejście do doliny było początkowo tak strome, że nie byliśmy pewni, czy na pewno jest to właściwa droga. Dopiero ten podchodzący od dołu pies i jego właściciel upewnili nas, że innego sposobu nie ma.
Niedługo jednak ścieżka się "ucywilizowała," biegnąc łagodnie poprzez piargi w dół. Echo niosło daleko nasze okrzyki zachwytu. A że Ania nadal zapewniała nam pogodę ...
... miałem nadzieję, że to piękne przeżycie, ta piękna chwila, nigdy się nie skończy.
Cóż, kiedy wiedzieliśmy, że na przełęczy Edith czekają na nas Ania i Michał. Przyszło nam więc opuścić te strzeliste turnie - skalny raj o wyjątkowej piękności.
Wkrótce za przełęczą Edith udało nam się dogonić Michała i Anię.
Prawie siedmiokilometrowe zejście z przełęczy Edith także nie było pozbawione uroku ...
... jako, że prowadziło przez solidnie wyłożony mchem las. Po kamienistej Dolinie Gargojlów, była to przyjemna dla stóp odmiana.
Do samochodu, i ośrodka Alpejskiego Klubu Kanady, dotarliśmy zmęczeni, ale szczęśliwi. Michał, Ania i Roman nawet wykrzesali jeszcze energię, by się wybrać do Gorących Źródeł Banff. Ja natomiast, przy kieliszeczku wina, rozmyślałem już nad następnymi wyprawami.
CDN.
Wydaje się piękną trasą, to przejście.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNic dodac, nic ujac, szczegolnie opis skalistego piekna jest piekny.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń