... gdzie spotkaliśmy się z resztą Towarzystwa:
Z takimi Cyklistkami ...
... to można i
W konkursie na najbardziej seksowną stopę wygrał jednak ... Staszek!
Brakowało nam trochę Michała, któremu poprzedniego dnia wysiadły w rowerze hamulce. Witek utrzymywał nawet, że Michał to "osobnik pozbawiony wszelkich hamulców!"
Odczekawszy 10 minut, niepewni czy jeszcze jacyś Klubowicze się pokażą, pomknęliśmy następnie wzdłuż Fortu Edmonton do Quesnell Bridge, gdzie przekroczyliśmy rzekę North Saskatchewan River. Następnie przez ten wiszący most ponad Whitemud Drive ...
... osiągnęliśmy okolice Rio Terace. Tu żarty się skończyły, bo trzeba było zapuścić się w straszliwą Patricia Ravine. Niektórym udało się ją "honorowo" przejechać na rowerze ...
... a niektórym, jak niżej podpisanemu, przyszło przełknąć gorzką pigułkę zranionej dumy ...
... i wprowadzić rower na szczyt przeniesienia. W oczekiwaniu na maruderów, Barbara ...
... i Iwona ...
... zabawiały Towarzystwo facecjami rowerowymi, jednocześnie uzupełniając niedobór płynów.
Na szczęście do mojego domu nie było już daleko. Przebojem "light refreshments" były sałatka "Uśmiech Tel-Avivu" i wędzony łosoś - ten ostatni był rozmrażany w plecaku Iwony i dojechał w stanie idealnej gotowości. Zaraz otworzyliśmy też ... wino rowerowe! Trudy wycieczki zostały szybko zapomniane, bo "światowym" rozmowom nie było końca. Dowiedziałem się, na przykład, że Centre Pompidou i Moulin Rouge to jest "shit" a jak jechać na dziewczyny to nie ma jak do ... Thunder Bay! Zgłębiliśmy też tajniki relacji Geoffa Koona z Ciccioliną! Jako że parę Pań wyraziło zainteresowanie moją książką ...
... udało mi się nawet zarobić trochę pieniędzy. Po "refreshments" co bardziej zdeterminowani cykliści uderzyli jeszcze w trasę, by dostać się do domu. Ja, korzystając z przywileju gospodarza, udałem się na małego "drze-(ha)maka!"
(PR)
Tak, poszła mu tzw. "kieta."
OdpowiedzUsuń