Nareszcie, w ostatni weekend, udało mi się zorganizować wycieczkę, w której wystąpiła pełna "równowaga płci" - trzy kobiety i trzej mężczyźni - na miarę Polskiego Męsko-Damskiego Klubu Wysokogórskiego w Edmonton. Naszym pierwszym celem była Grzęda Pocaterra w Kananaskis.
Wycieczka opisana jest jako licząca prawie 9 km, 950 m zysku i 600 m utraty wysokości, i oceniana na około 6 godzin z przerwami na odpoczynek. https://www.hikebiketravel.com/44447/the-fantastic-pocaterra-ridge-hike-in-kananaskis-country/
... tryskająca energią Bośnia ...
... niezwykle "jajcarska" Zdenka ...
... w towarzystwie paru Harpagonów Klubowych, w osobach Michała ...
... Romana i niżej podpisanego. Naszym pierwszym zadaniem było "wyłojenie" najwyższego punktu Pocaterra Ridge, widzianego za naszymi głowami.
Ania i Zdenka ukontentowały się eksploracją tzw. Pocaterra Tarn - nieustraszona Bośnia porwała się jednak, by pójść z nami na samą grzędę.
Zdobycie 950 m wysokości nie przyszło nam łatwo. W gorącym wrześniowym słońcu "często i gęsto" sięgaliśmy po wodę.
Być może przez to nadmierne picie, Roman po drodze ... zaszedł w ciążę!
Co więcej, niedługo później to samo przydarzyło się Michałowi!
Z czego by się pokazywało, że urocze kobiety oraz góry ...
... mają niesamowitą władzę nad nami, mężczyznami. Oj, nie lekkie jest życie Szerpy ...
... nie lekkie!
Z najwyższego punktu Pocaterra Ridge (2688 m) ...
... widoki były, jak zwykle, "odbierające oddech" ...
... a sama grzęda nieustająco urozmaicona ...
... nie pozbawiona drobnych trudności technicznych ...
... i zachwycająca widokami na obie strony.
W tym momencie, w wielkim uznaniu dla wytrwałości Bożeny, przechrzciliśmy widoczny na horyzoncie Mount Gap na ... Mount Bośnia! (mały filmik)
Po tak pięknych osiągnięciach pierwszego dnia, Szanowne Panie postanowiły nazajutrz (w niedzielę) odmienić nieco swój "sport" i wykonały wycieczkę rowerową z Canmore do Banff i z powrotem - razem prawie 60 km! Pozostawieni sami sobie postanowiliśmy wspiąć się na inną kobietę - Lady MacDonald! (zobacz także to photo-story) Cóż, kiedy już po kilometrze odmówiła mi posłuszeństwa boląca po wczorajszym noga. Przyszło mi zatrzymać się ...
... i wziąć rzeczy bardziej powoli. Harpagony Klubowe jednak Lady MacDonald nie przepuściły. Mikele zdobył przed-wierzchołek, a Roman nawet główny wzgórek ...
... po przejściu bardzo eksponowanej grani szczytowej! (photo courtesy of flickr)
Usatysfakcjonowani tymi sukcesami, postanowiliśmy ostatni dzień (poniedziałek) "wziąć na lekko." Nasz spacer wzdłuż jeziora Minnewanka został zatrzymany przez ostrzeżenie przed niedźwiedziami.
Z ulgą pomknęliśmy więc do Gorących Zródeł Banff ...
... gdzie doszło do ogólnych aktów obłapiactwa (ku wielkiej zazdrości tego gentlemana po prawej) ...
... a nawet regresji do okresu płodowego!
No, z taką ekipą to ja mogę chodzić w góry!!! Krywaniuu Wyssookiii!
(Podziękowania dla Romana za możliwość wykorzystania kilku jego zdjęć).
Reportarz wspanialy, dzieki Piotrowi, chociaz musze dodac bardzo wazna wiadomosc, ze nizej podpisany wygral dwie butelki wina od naszych drogich pan, a konkretnie od Ani i od Zenki. Nie jedna butelke, ale az dwie. Powtarzam: AZ DWIE, jedna biala, druga czerwona.
OdpowiedzUsuńPierwsza butelke skonsumowalismy przy kolacji, a druga wciaz czeka na odpowiednia okazje.
no wspaniałe wyczyny....dzięki zdjęciom też troszkę uszczknęłam tego nieograniczonego piękna.Dzięki i gratuluję pomysłu na te górskie eskapady.Pozdrawiam Piotrze.
OdpowiedzUsuńDzięki za komplement, Elżbieta. Musisz się kiedyś wybrać z nami na jakąś wycieczkę. Najlepiej zacznijmy od ... Tatr!
Usuń