środa, 6 kwietnia 2016

Lake O'Hara w zimowej szacie (2015)

4-6 Wrzesień 2015


Lake O'Hara to słynące z piękna jezioro w Parku Narodowym Yoho w prowincji Alberta w Kanadzie. Lake O'Hara jest tym dla Kanadyjczyków czym Morskie Oko dla Polaków. 

Naszą wycieczkę rozpoczęliśmy w piątek po pracy. Janek Wójcik pewną ręką dowiózł nas do hostelu w Lake Louise, gdzie wraz z małżonką, otrzymali uprzywilejowane łóżeczko na pół-piętrze.


Następnego dnia, też bez problemu, dotarliśmy pierwszym autobusem do Lake O'Hara i jednego z najsłynniejszych schronisk w Kanadzie – Elizabeth Parker Hut.


Po wygonieniu z ciepłych śpiworów poprzednich mieszkańców, pomimo lekkiego opadu śniegu, postanowiliśmy wyruszyć w kierunku Wiwaxy Pass.


Grupa Uderzeniowa Polskiego Męsko-Damskiego Klubu Wysokogórskiego z Edmonton. Od lewej: Piotr Rajski, Jola Wójcik, Michał Trzecieski, Roman Lipiecki i Yanek Wójcik.
 

Pomimo niepogody, Lake O'Hara było, jak zwykle, piękne. Podejście do Wiwaxy jest bardzo urozmaicone.


Przebijaliśmy się przez urwiste ścieżki ...


... pionowe ściany ...


... mrożące krew w żyłach przepaście!


Po drodze wyprzedziliśmy tych “przyjaznych Amerykanów,” którzy do Lake O'Hara przyjeżdżają co roku, w rocznicę swojego ślubu!


O'Hara, jezioro malowane przez malarzy i opiewane przez poetów, to bardzo romantyczne (Roman-tyczne?) miejsce!


Przed samą przełęczą zaczęło się robić całkiem biało. Można by nawet utrzymywać, że dokonaliśmy zimowego wejścia na Wiwaxy!


Odpoczęliśmy, ale tylko chwilkę, bo zaraz zaczęło się nam robić zimno.


Prowadziłem więc Grupę przez następne trudności, opowiadając po drodze Joli, jakie piękne widoki można normalnie zobaczyć z tego miejsca.


Przy bardzo dużej dozie dobrej woli, udało się wreszcie Joli dostrzec jezioro Oesa.


W okolicy tego miejsca, Roman poślizgnął się, i porządnie zranił sobie prawą rękę. Janusz owinął mu ją papierem toaletowym (!), Michał zaś mówił coś o “spuszczeniu Romanowi kocówy,” za to, że poszedł na wycieczkę, w taką pogodę, bez kijków. Być może proponował też kocówę dla Romana za “żywota!”
 
W świetle tych “wypadków” idea, by wejść tego dnia na Abbot Pass padła śmiercią naturalną. Mikele dokonał jeszcze z Januszem krótkiego rekonesansu w kierunku Abbot Pass ...


... podczas gdy ja, i dwa Czerwone Kapturki, schowaliśmy się pod przewieszką. Wkrótce ruszyliśmy wszyscy razem z powrotem do schroniska. 


Ten wodospad jest normalnie oblegany przez “kochanków,” ale w tej pogodzie, przy przemoczonych butach, nie robił już takiego wrażenia. Śniegu było coraz więcej. Było bardzo ślisko.


Każdy nieostrożny krok groził "nieobliczalnymi konsekwencjami." Mokry śnieg lepił się do czapek i kapeluszy, plecaków i kurtek. Do schroniska dotarliśmy “więcej” przemoczeni.


Trzeba było się czymś jak najszybciej rozgrzać. I tu wielkim darem przewidywania wykazał się Mikele!


Humory zaraz się nam poprawiły.


Janek nawet przygotował “kolacyjkę” dla Pani Swojego Serca. My, z Michałem i Romanem, musieliśmy sobie gotować sami. Po paru kubkach wina tak zbrataliśmy się z innymi mieszkańcami chatki, że nawet nauczyliśmy ich grać w “Ogóra,” grę karcianą, graną w polskich więzieniach. Wszystkie papierosy wygrała ... Jola!
 
 
Niestety śnieg padał cały czas i do rana musiało spaść jakieś 15 cm. W tych warunkach nawet wejście i zejście z wychodka przedstawiało poważne trudności techniczne.


Zwiesiwszy nosy na kwintę, podjęliśmy tylko jedną odpowiedzialną decyzję ... o powrocie.


Przyszło nam to jeszcze ciężej, bo jakieś młode dziewczyny lepiły bardzo seksowne bałwanki.

W oczekiwaniu na autobus, Jola, Janusz i Michał wykonali jeszcze szybki spacer dookoła jeziora O'Hara, podziwiając jego piękno w zimowej szacie.
 
 
Mnie zaś przyszło mi jedynie wyrazić ubolewanie, że pogoda tym razem nie dopisała.


W naszym mini-vanie duch jednak panował optymistyczny. Zaczęliśmy zaraz snuć plany na następne wycieczki. Skrzyczeliśmy tylko Michała, że pół kartonu wina zostawił nieopatrznie (i nieodpłatnie) w schronisku. Jola zaś solennie przyrzekała, że już na pewno nie będzie z nami grać w "Ogóra!"  No, może ją jeszcze, w takim układzie, na jakąś wycieczkę weźmiemy. 
 
Dzięki dla Romana i Janka za pozwolenie wykorzystania kilku ich zdjęć.
 
No to ... Krywaniuu Wyssokiiii!
 

(PR)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz