poniedziałek, 12 października 2020

 

Jebel Toubkal, Atlas Mtns, Marocco…23-24.10.2019 (by MK)

Wyprawe na Mt. Toubkal wymyslila Basia…

Mając w kieszeni wcześniejsze wejście z Krzysztofem na Kilimanjaro (5895 m n.p.m.), zdobycie szczytu Toubkal (4167 m n.p.m.) najwyzszej gory w Północnej Afryce, w górach Atlas wydawalo sie wiec dziecinna igraszka. Trzeci do grupy “dopisal” się Piotr, który przy najbliższej okazji namowil i mnie. Tak wiec sformowana naprędce czwórka zaczęła pospiesznie planowac wspolny wyjazd…


Szukając dostępnych wycieczek, wybraliśmy dwudniowa wyprawe na Toubkal, 23-24 października, 2019 ze startem w miejscowości Imlil, 60 km na poludnie od Marakeszu.

Basia i Krzysztof wyladowali w Marakeszu z ponad tygodniowym wyprzedzeniem zajmujac wygodny pokoj w jednym z lepszych miejscowych hoteli - El Andalous i spokojnie, zajadajac sie miejscowymi wybornymi granatami wypoczywali i czekali na nas. Ja natomiast z Piotrem dojechalismy do nich pare dni pozniej.

Niestety nasz pierwszy dzien w Maroku nie byl zbyt pomyslny, najpierw zamowiona z gory taksowka nie pojawila sie na lotnisku a kiedy po dlugich staraniach dotarlismy do El Andalous okazalo sie ze nie ma dla nas wczesniej zamowionego na Expedii pokoju i odeslano nas bardzo poznym wieczorem do innego, gorszego hotelu. Tlumaczono nam ze sam krol Maroka zarezerwowal w ostatniej chwili cale pietro i tym jednym ruchem wypchano nas, turystow zmeczonych dlugim lotem z Edmonton, doslownie na ulice. 

Bylismy zszokowani i zrezygnowani gdyz nie bylismy w stanie niczego zmienic. A wiec jednak “Co kraj to obyczaj”. 

Maroko ma bogata historie i sporo ciekawych miejsc wartych zobaczenia. Np. posiada  4  tzw. Imperialne miasta, Marakesh, Fes, Rabat i Meknes, pamietajace czasy panowania poszczegolnych islamskich dynastii poczawszy od 788 roku nasze ery. Wlasnie jedna z takich dynastii (Almoravid) zalozyla miasto Marakesh, zjednoczyla cale Maroko i Mauretanie i ok. roku 1086 podbila poludniowa czesc Hiszpani. 

Dzisiejsze Maroko, bedace waznym politycznie krajem na polnocy Afryki,  jest monarchia konstytucyjna gdzie nie tylko “milosciwie panujacy”, ale takze “oswiecony” krol, Mohammed VI, posiadajacy bardzo duza wladze wykonawcza, wprowadzil wiele bardzo pozytywnych zmian jak np. zrownanie praw kobiet z mezczyznami oraz obowiazek podstawowej edukacji dla wszystkich dzieci. Krol Maroka, reklamowany na wielkich bilboardach, jest wlascicielem wielu palacow rozlokowanych po calym panstwie ktore od czasu do czasu odwiedza aby pokazac kto tu rzadzi. 

Co bystrzejszy turysta moze szybko wysnuc konkluzje ze w zyciu przecietnego Marokanczyka jest wszystko poukladane i nie musi on sie martwic kto i gdzie jest panem: w meczecie rzadzi jego Imam a poza meczetem sam krol. wyglada ze to jest swietne rozwiazanie dla tego typu krajow, gdyz madry monarch majacy silna wladze ustawodawcza  moze wprowadzic w zycie nowoczesne przepisy. Duze miasta marokanskie sa zupelnie nowoczesne i kosmopolityczne, otwarte na handel i turystyke.

Ponizej piekna promenada Rabatu (stolicy Maroka) ktora uzywana jest czesto przez delegacje miedzynarodowe jadace z lotniska do siedziby krola...


A oto wielki billboard krola Maroka na nadmorskiej, takiej sobie, promenadzie w Casablance...

Bedac pare dni w Marakeszu odwiedzilismy oczywiscie stare miasto (Medina) oraz ogromne targowisko (Souk) Jemaa el-Fnaa gdzie Piotr i Krzysztof odwaznie oplotli sie wielkimi i jadowitymi kobrami ktore mozecie sami podziwiac na zdjeciach.

Targowisko Jemaa el-Fna w Marakeszu...

 

Ponizej Krzysztof trzymajacy... wielkiego weza...


Spedzilismy rowniez pare dni w okolicach Marakeszu gdzie np. spotkalismy  po drodze miejscowych chlopow odpoczywajacych na progach swych rozwalajacych sie chat...

 


A oto typowy dosc widok na wiejskich drogach Maroka ...(obrazek jak sprzed 2000 lat...)


Zwiedzamy okolice Marakeszu...


Typowa zabudowa malej miesciny w Maroku w terenach gorzystych...


A teraz o wyprawie wlasciwej czyli Jebel Toubkal

Baza wyjsciowa na dluga droge na szczyt Toubkal zaczyna sie, jak juz wspominalem powyzej,  w Ilmil, malym podgorskim miasteczku lezacym 1740  m npm, gdzie spedzilismy caly dzien aklimatyzujac sie do wysokosci i zaliczajac pare miejsowych pomniejszych szczytow. 

Nastepnego dnia, spakowalismy nasze “dzienne” plecaki a reszte bagazu, jak rowniez caly prowiant i naczynia kuchenne potrzebne na dwa dni drogi, zostaly zaladowane na dwa muly. Nasza grupa szturmowa urosla do siedmiu osob, nas czworo plus dwoch tragarzy z mulami i przewodnik, Jusuf.   

 Tuz przed wyruszeniem w droge, Basia nie zapomniala sprawdzic “podwozia” naszych czworonogow aby upewnic sie ze nie tylko nasze muly sa gotowe do dlugiej drogi ale takze odpowiedziec na pytanie dlaczego te zwierzaki, dzieci osla i klaczy, nie moga sie rozmnazac miedzy soba. Basia zachowala jednak swoje spostrzezenia dla siebie…

 

Nasz cel, pierwszego dnia wyprawy, to dluga piesza wyprawa gorskimi sciezkami do schroniska gorskiego (Toubkal Refuge) Les Mouflons de Toubkal, 3207 m npm gdzie mamy dojsc przed zachodem slonca. Po sprawdzeniu naszych paszportow przez miejscowy posterunek policji znajdujacy sie na poczatku pieszej trasy, ruszylismy smialo do przodu. Na waskiej kamienistej sciezce pnacej sie nieskonczenie w gore, ktora jest jedyna droga transportu, panowal spory ruch nie tylko spowodowany przez turystow idacych w obie strony ale takze wszelakich  tragarzy z mulami i oslami dzwigajacymi materialy budowlane dla budujacych sie domow polozonych gdzies wysoko w gorach oraz  cale zaopatrzenie w zywnosc i inne “domowe” potrzeby dla miejscowej ludnosci i biznesow na calej trasie od Ilmil az do schroniska Les Mouflons.

 Krzysztof i Piotr pozuja przy oficjalnym znaku wejscia do parku narodowego ze slynnym szczytem Toubkal

Idziemy ciagle pod lekka gore...

Odpoczywamy przy, napredce skleconych budkach spozywczych, gdzie pijemy  wyborne soki wyciskane na miejscu z granatow i pomaranczy.

Piotr, jak zwykle, zdazyl pierwszy do stolu gdzie nasz przewodnik Jusuf serwuje nam herbate... 

 Warto w tym miejscu zaznaczyc ze w polnocno-afrykanskim  Maroku, wcisnietym miedzy Atlantyk i Morze  Srodziemne  kiedy w jednym miejscu dojrzewaja oliwki, figi, granaty czy pomarancze to gdzie indziej rosna pomidory, bardzo dobre jablka (prubowalismy) oraz ziemniaki. Jedynym problemem w tym kraju jest woda, ale to jest zupelnie inny temat…

Mijalismy po drodze stada chudych koz ktore dogladane przez pasterza pasly sie a raczej staraly sie znalezc cos do wyskubania na tej biednej, skalistej czy gliniastej, brunatnej ziemi.

Pasterz i jego dobytek...

Mielismy okazje zajrzec do malutkich wiosek z koniecznym malutkim meczetem  z minaretem oraz lezacym opodal duzym, pomalowanym na bialo, glazem/obiektem  oraz paroma skleconymi z gliny, zazbrojona sloma, chatami tubylcow.

 


Poznym popoludniem dotarlismy do schroniska  Les Mouflons, ktory byl zatloczony duza iloscia turystow z calego swiata.


 Po lekkim posilku (tradycyjna potrawa Maroka to Tagine z kurczaka i ryzu powoli duszonym pod przykryciem w specjalnych glinianych naczyniach oraz mocna herbata mietowa), serwowanym nam przez naszych tragarzy i przewodnika, udalismy sie na zasluzony odpoczynek gdyz nasz atak na szczyt Tubkal mial sie zaczac o 4:00 rano.

Typowy lekki poczestunek w Maroku...(zauwazcie piekne metalowe czajniczki, szklo, talerze i tace - zadnych jednorazowych wymyslow z ktorymi mamy do czynienia na co-dzien).

Nagla pobudka wyrwala nas bezczelnie z krotkiego snu i po szybkim posilku wyszlismy na zewnatrz gdzie wpadlismy w objecia ciemnej i mroznej nocy. Nasze reczne latarki oswietlaly waska sciezke pnaca sie nieustannie w gore. Trasa byla dluga i uciazliwa a same gory, wysokie, surowe I na swoj sposob piekne, byly niemalze kompletnie pozbawione roslinnosci a wiec  nie wynagradzaly naszego wysilku zadnymi pieknymi widokami tak nam znanymi z Gor Skalistych.

Gdzies w drodze na szczyt -krotki odpoczynek pod skala chroniaca od uciazliwego wiatru...nasza czworka i nasz przewodnik...

Wreszcie po kilku godzinach slonce oswietlilo szczyty gor...

 

Powoli wychodzilismy na prosta...

...i nieuchronnie zblizalismy sie do szczytu...

Wreszcie, po wielu uciazliwych  godzinach dobrnelismy do upragnionego szczytu. Naszej radosci nie bylo konca, co widac zreszta na zalaczonych zdjeciach. 

Oczywiscie pozwolilismy naszej jedynej pani samotnie "zaliczyc" sam szczyt...

 

...no i cala czworka razem.

Widoki ze szczytu...

W sloneczne dni podobno widac stad Sahare, niestety nie dzisiaj...

Po krotkim odpoczynku wyruszylismy na dluga, gdyz do samego Imlil, trase piesza z powrotem.

 Po dotarciu do Imlil, zamowiona taksowka odwiozla nas do Marakeshu do naszej basy w El Andalous. To nie byl jednak koniec naszej eskapady w Maroku. Nastepnego dnia dojechaly Joanna I Grazyna i  wspolnie razem wyruszylismy na wycieczke duzym samochodem dookola Maroka. 

Spytacie sie na koniec czy warto odwiedzic Maroko…

Odpowiem dosc poetycko, slowami krakowskiego barda, Andrzeja Turnau ktory w jednej piosence wyspiewal ze:

 “Nie warto nie byc w Maroku....

A wiec jedzcie!!! Ahoj przygodo…

Mk Edm 2020-10-12 

























































1 komentarz:

  1. Marek, bardzo ładne sprawozdanie. Gratuluję zdobycia tak wysokiej góry!!!

    OdpowiedzUsuń